To już 25 lat, odkąd odszedł od nas Wojtek Bellon. Zmarł on 3 maja 1985 roku w jednym z krakowskich szpitali, uśmiercony przez niewyobrażalną bylejakość ówczesnej służby zdrowia. Jan Hnatowicz w niedawnym wywiadzie dla "Krainy łagodności" przyznał, że tej tragedii dałoby się uniknąć, że niesamowita osobowość zgasła ot tak, zdmuchnięta powiewem ludzkiej obojętności...
Można jednak odnieść wrażenie, że Wojtek nadal żyje. Przecież zbudował sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Wokół wciąż unoszą się dźwięki jego muzyki i strofy wierszy. My w dalszym ciągu śpiewamy o Bukowinie, o Skrzydlatej Pieśni i o Domu. Ani trochę nie zgasła idea wspólnych spotkań przy gitarze i wędrówek.
Dziś mamy okazję spotkać Wojtka na ławeczce pod Domem Kultury w Busku-Zdroju, skąd patrzy nieruchomymi oczyma na swoje ukochane Ponidzie. Pomyślcie czasem o Nim przy kolejnych akordach "Majstra biedy" albo "Sielanki"!
Zdjęcie i inspiracja – Marek Pietrzak
mały ten świat:szukałem koncertów poezji śpiewanej i wyrzuciło mi tę stronę: czytam podpis pod Bellonem szwagier czy nie szwagier ale potem patrze na twój profil i wiem że jestem w domu bo nasi są wszędzie : niezła stronka pzdr od Franka - współwędrownika na ostatnim rajdzie Ponidzie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z rozlanego Odrą Wrocławia!
OdpowiedzUsuń