Chciałbym przedstawić Wam dziś wydawnictwo tak wyjątkowe, że wręcz trudno uwierzyć, że znalazło się na sklepowych półkach. Płytę, na którą świat piosenki poetyckiej czekał już grubo ponad dwie dekady. Krążek, bez którego tytułowej piosenki niniejszy blog nazywałby się zupełnie inaczej. Chodzi oczywiście o "Chorego na wyobraźnię" Mariusza Zadury. Jest to zbiór najbardziej znanych utworów artysty, nagranych w 1984 roku w Rozgłośni Harcerskiej Polskiego Radia oraz w 1987 roku w warszawskim studiu muzycznym TVP - w duecie z Maciejem Szczęsnym.
Muzyczną podróż otwiera tytułowa pieśń o malarzu, przenoszącym na płótno barwny świat swojej wyobraźni. Gdy usłyszałem ją kiedyś po raz pierwszy, jej tekst wywarł na mnie ogromne wrażenie. I muszę przyznać, że wciąż zachwyca - chyba nie tylko mnie, skoro stała się częścią turystycznego kanonu. Dalsze utwory to miks nurtu studenckiego i piosenki zaangażowanej politycznie. Po smutnym „Pożegnaniu”, nostalgicznym „Szkicu do portretu”, pełnej zadumy „Chandrze”, sprowadzającym na ziemię „Katharsis” i zaskakująco prawdziwych „Bryłach lodowych” nadchodzi czas na obawę o przyszłość i pogardę dla absurdu zimnej wojny. W obliczu współczesnego konfliktu na Ukrainie teksty Mariusza Zadury znów zyskały na aktualności. Pokazują, jak kruchy bywa świat i jak często stoi na krawędzi przepaści. Nie zniechęćcie się upolitycznieniem muzyki, jestem pewien, że pieśni takie, jak „Reduta” poruszą Was niezależnie od Waszych poglądów. Warto poznać je chociażby z uwagi na dramatyzm bijący z akompaniamentu nieżyjącego już Macieja Szczęsnego.
Gorąco polecam płytę "Chory na wyobraźnię". Po prostu przesłuchajcie ją i zanurzcie się w klimacie lat 80. - w niepewności i strachu, ale także w poezji i twórczej pasji, podsycanej przez nadchodzące przemiany. W spokoju akustycznej gitary, ale też w deszczu niespokojnych dźwięków fortepianu.
Album można zakupić w empiku.
No nie wierzę... nie wierzę... ech po dłuższym okresie postanowiłem pogrzebać w linkach o Zadurze, żeby przypadkiem znów koncertu nie przegapić ;-)... a tu taka niespodzianka... jeszcze dziś przejadę się do empika. Ech i pomyśleć, ze ten dzień zaczął się bardzo kiepsko, a skończy się cudownie (na chyba, że empik bydgoski mnie zawiedzie)...
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre wieści... pozdrawiam
Akcja-reakcja... i jestem już szczęśliwym posiadaczem płyty Mariusza Z., rzekłbym "w końcu"... :-)))
OdpowiedzUsuń:-)))
:-)))
:-)))
... no to teraz czas na koncert promocyjny płyty... Panie Mariuszu... czekamy :-))
To gratuluję ;-)
UsuńWitam, chcesz by Twój blog znalazł się z Spisie Blogów Muzycznych http://blogiomuzyce.blogspot.com/ napisz do mnie na zrzucbrzuch@gmail.com Pozdrawiam !!
OdpowiedzUsuńbardzo fajna recenzja- na pewno sobie zakupie:)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, sporo nowych utworów z niego wyciągnąłem. Normalnie lubię sobie posłuchać muzyki kiedy tworzę moje strony mobilne. Ale trochę szkoda, że zaniechałeś pisania nowych notek. Muza mi sie powoli kończy :(
OdpowiedzUsuńpłyta genialna - podstawowa pozycja w mojej kolekcji
OdpowiedzUsuńSonore tak samo jak i u mnie - podstawowa pozycja która dłuuuugo się nie zmieni :)
OdpowiedzUsuńTeraz już mega ciężko dostać gdzieś tą płytę. Dobrze chociaż że są odsłuchy na stronach typu http://szeroki-horyzont.pl/. Ciekawe dzieło, nie powiem że nie, jednak nie uznawałbym jej za coś przełomowego :)
OdpowiedzUsuńKlimat tamtych lat aż się wylewa z głośników podczas słuchania. Nawet mocno sceptyczni z podwazaj-autorytety.pl zdziwili się po jej przesłuchaniu. Ciekawa sprawa, szkoda tylko że nie powstaje takich dzieł więcej.
OdpowiedzUsuńWidzę że kolejna ciekawa płyta do przesłuchania. Oj za dużo tego już mam na tą jesień. :D Z tego co zaobserwowałam to same fajne dzieła trafiają w Twoje ręce. Cieszy mnie to niemiłosiernie, mam na bieżąco mega listę do nadrabiania! :) Wspomnę o tym na swojej stronie http://zasiegnij-wiedzy.pl/ ;)
OdpowiedzUsuń